Granice motoryzacyjnej kreatywności

LeadPhoto Granice motoryzacyjnej kreatywności
Mogłoby się wydawać, że kreatywność motoryzacyjnych twórców nie zna granic, a pokonywanie technologicznych barier to specjalność projektantów kolejnych samochodów, jednakże nawet inwencja producenta natrafia niekiedy na niemożliwy do zburzenia mur językowy, gdy przychodzi moment nadania kolejnemu modelowi godnego imienia.
Content

Każda z marek ma własne podejście do tworzenia nazw swoich nowych modeli, które nierozerwalnie kojarzy się z obraną „filozofią” firmy. Jednakże zdarza się i tak, że specjaliści ds. promocji i marketingu oraz copywriterzy muszą się sporo nagimnastykować, aby wybrana nazwa była odpowiednia na wszystkich rynkach dystrybucji konkretnego modelu.

Największym problemem okazuje się nieprzystawalność systemów językowych. Brzmi to poważnie, ale w rzeczywistości kwestia jest trywialna. Wyraz lub wyrażenie, które dobrze brzmi na przykład po angielsku, może być źródłem żartów w Argentynie lub przekleństwem w Korei. Historia motoryzacji zna wiele tego typu językowych „wtop”, które doprowadziły do zmiany nazwy modelu na niektórych rynkach zagranicznych.

Jednym z najbardziej znanych przykładów jest Mitsubishi Pajero. Nazwa tego modelu w hiszpańskojęzycznej strefie świata oznacza średniowiecznego sprzedawcę słomy, a obecnie onanistę. Dlatego na rynku hiszpańskim i hispanoamerykańskim model funkcjonuje jako Mitsubishi Montero. Także w Hiszpanii i hispanoameryce śmiech wzbudził model Nissana Moco, gdyż „mocos” to po hiszpańsku gluty w nosie. Przed językową wpadką na tym rynku nie uchroniła się też Mazda z modelem Laputa (la puta po hiszpańsku to wulgarne określenie prostytutki).

Innym dobrym przykładem jest dedykowany każdemu prawdziwemu mężczyźnie Ford Pinto. Każdemu poza Brazylią, gdzie „pinto” w slangu jest synonimem małego przyrodzenia.

Wracając do hiszpańskiego rynku motoryzacyjnego, z nazwą modelu Nova miał problem Chevrolet, gdyż po hiszpańsku „no va” to proste stwierdzenie „nie jedzie”, co nie stanowi dobrej reklamy dla samochodu, który z definicji jeździć powinien.

Hiszpańskojęzyczny rynek motoryzacyjny okazuje się jeszcze bardziej problematyczny. Tutaj nawet tak niewinna z pozoru nazwa jak Audi Q3 jest przedmiotem drwin. Q3 bowiem (wymawiane kutres) to przymiotnik określający przedmioty „mizerne”, „brzydkie” lub „kiczowate”.

Ciekawym przypadkiem jest Buick Lacrosse kierowany do amerykańskich nastolatków, miłośników popularnej gry lacrosse. Nikt nie sprawdził jednak, iż na sąsiednim, kanadyjskim rynku frankofońskim termin ten oznacza masturbację nastolatków.

Językowych barier nie pokonała także Honda, która zaproponowała model Fitta, po szwedzku „pochwa”, co skłoniło do zmiany nazwy w Europie na Hondę Jazz. Natomiast źródłem żartów w Grecji bardzo łatwo może zostać natomiast kierowca Renault Koleos, gdyż po grecku rzeczownik „koleos” to nic innego jak jądra.

Dużym poczuciem humoru są z pewnością obdarzeni właściciele Daihatsu Naked, niezależnie od tego, czy prowadzą w stroju Adama lub Ewy, czy decydują się na mniej antyczny styl.

To tylko kilka obrazowych przykładów, które pokazują, że przekraczanie granic technologicznych nie zawsze idzie w parze z przekraczaniem granic językowych. Nawet w czasach globalnej wioski uniwersalizm językowy pozostaje kwestią rozważaną chwilowo jedynie przez pisarzy science-fiction.

Artographica dla autoranking.pl

Na zdjęciu Mitsubishi Pajero

Zaloguj się, aby uzyskać dostęp do wszystkich opcji portalu!!