Na początku wydawało się, że impreza rozgrywana na belgijskim torze Circuit Jules Tacheny będzie powieleniem poprzednich wyścigów. Jednak już w pierwszej sesji, Ekström i jego koledzy z zespołu, Toomas Heikkinen i Reinis Nitišs, mieli trudności z dotrzymaniem kroku innym zawodnikom. Sobota była ciężka – powiedział potem Ekström, który po dwóch z czterech wyścigów kwalifikacyjnych był dopiero na miejscu siódmym. Q3 i Q4 to seria wzlotów i upadków – najpierw naprawdę dobry wynik i zaraz po nim, w serii czwartej, uszkodziliśmy zawieszenie, co przesunęło nas do tyłu. To kosztowało nas lepszą pozycję startową w półfinale. W nim jednak Ekström wywalczył trzecie miejsce i zakwalifikował się do finału w gronie najlepszych sześciu kierowców. Z trzeciego rzędu próbowałem wszystkiego, ale tu wyprzedzenie jest prawie niemożliwe. Więcej niż czwartego miejsca nie dało się osiągnąć. Gdyby po raz kolejny zwyciężył, Ekström byłby pierwszym kierowcą w historii Rallycrossowych Mistrzostw Świata, który wygrałby cztery wyścigi z rzędu. Rekordy mnie nie interesują, nadal prowadzę w klasyfikacji i to jest to, co się liczy, mówi 38-latek.
Jego kolega z zespołu, Toomas Heikkinen, po raz czwarty w tym sezonie zakwalifikował się do półfinału, zaciekle walczył tam o jak najlepszą pozycję i ostatecznie zakończył wyścig na miejscu szóstym. Nie jest to wynik, na który miałem nadzieję. W Belgii wygrałem już dwa razy, ale w ten weekend zabrakło również łutu szczęścia, który w wyścigach rallycrossowych jest bardzo potrzebny. Podobnie poszło Nitišsowi, który w swoim Audi S1 EKS RX quattro wygrał wprawdzie dwa pierwsze wyścigi kwalifikacyjne, ale jako trzynasty, o mały włos minął się z półfinałem. Absolutnie rozczarowujące. Półfinał to zawsze cel minimalny, ale wyciągnę wnioski z moich błędów i podczas następnego wyścigu w Anglii ponownie mocno zaatakuję - mówi Łotysz.
Piąty wyścig sezonu odbędzie się w angielskim Lydden Hill 27 i 28 maja. W zeszłym roku, wyścig na tym najstarszym torze wyścigów rallycrossowych wygrał Ekström.