Po zwycięstwie w pierwszym wyścigu sezonu w Barcelonie, mistrz świata Mattias Ekström jedzie do Portugalii jako lider klasyfikacji kierowców. Początek był doskonały. Teraz musimy powalczyć w Montalegre – mówi Ekström. „Mam dobre i złe wspomnienia z ubiegłego roku. Do półfinału wszystko przebiegało zgodnie z planem. Niestety potem, jeden błąd na zakręcie kosztował mnie finał.” Tor Circuito Internacional de Montalegre, obok nowego toru w Kapsztadzie, jest jedynym torem w kalendarzu Mistrzostw Świata, na którym Szwed jeszcze nigdy nie stanął na podium – w przeciwieństwie do swojego kolegi z zespołu Fina Toomasa Heikkinena, który w 2016 roku zakończył tam swój pierwszy wyścig dla zespołu EKS z trzecią lokatą.

Na pierwszy rzut oka, tor o 250 metrowej prostej startowej wydaje się małym wyzwaniem, ale diabeł tkwi w szczegółach. Długa sekcja joker, którą każdy kierowca musi przejechać raz w każdym wyścigu, ma minimalną przyczepność. W następującej po niej plątaninie zakrętów nie można sobie pozwolić na żaden błąd. Ponadto ekstremalnie trudne jest wyprzedzanie, ponieważ na tym najkrótszym w całym kalendarzu startów torze(tylko 945 m długości), za wyjątkiem zakrętu numer jeden, jest niewiele możliwości „przyhamowania” konkurentów.

Nieobliczalna jest także aura. W latach 2015 i 2016, imprezy w Montalegre rozgrywały się w strugach deszczu i przypominały raczej festiwale błotne niż wyścigi samochodowe. „Trudne warunki pogodowe znacznie utrudniały jazdę, ale kto chce w niedzielę stanąć na najwyższym stopniu podium, ten musi mieć dobrą receptę na każdą pogodę” – mówi Ekström. Pełen pewności siebie dodaje: „Taką receptę mamy!” Oprócz czołowego miejsca w klasyfikacji kierowców, Ekström, razem z Heikkinenem, chcieliby też zachować czołową pozycję w klasyfikacji zespołowej, w której team EKS ma taką samą liczbę punktów, co PSRX Volkswagen Szwecja. W skład załogi EKS, obok Ekströma i Heikkinena, wchodzi też Łotysz Reinis Nitišs. We wszystkich dwunastu wyścigach sezonu, staruje on w trzecim Audi S1 EKS RX quattro.