Początek pierwszego wyścigowego weekendu był dla Ekströma i jego kolegów z zespołu, Fina Toomasa Heikkinena i Łotysza Reinisa Nitišsa, pełen wzlotów i upadków. Sobota była niewiarygodnie trudna - mówi Ekström. Warunki pogodowe stale się zmieniały – słońce, deszcz, słońce, deszcz... W imprezach rallycrossowych, gdzie mamy do czynienia z kilkoma pojedynczymi wyścigami w serii, tworzy to skomplikowaną sytuację. W jednej chwili gra ona na twoją korzyść, a już za moment na niekorzyść. Ekströma deszcz dopadł podczas drugiego wyścigu i na koniec pierwszego dnia Szwed zajmował w klasyfikacji łącznej jedenastą pozycję. Heikkinen miał więcej szczęścia. Najlepiej poradził sobie ze zmiennymi warunkami pogodowymi i po pierwszym dniu objął prowadzenie.
W niedzielę sytuacja się zmieniła. Przy świecącym słońcu i na suchym torze, Ekström mógł w pełni wykorzystać zalety swojego Audi S1 EKS RX quattro o mocy 560 KM. Po czterech wyścigach kwalifikacyjnych zajmował drugie miejsce, za Timo Scheiderem. Heikkinen (pozycja siódma) i Nitišs (pozycja dziesiąta), również zakwalifikowali się do półfinału. Niestety, obaj kierowcy EKS odpadli w przedostatniej sesji. Ekström jednak nie zawiódł. Startując z pole position wygrał półfinały , a w finale prowadził również od startu, aż do mety. Koniec końców, to był wspaniały weekend - mówi Ekström. W Barcelonie wygrałem już w roku 2016, a teraz to powtórzyłem. Cały mój zespół wykonał fantastyczną pracę i zebraliśmy ważne punkty w obu klasyfikacjach.
Teraz zespół EKS przemieści się blisko 1000 kilometrów, z Barcelony do Montalegre w Portugalii, by przygotować się do drugiego wyścigu tegorocznych Rallycrossowych Mistrzostw Świata, zaplanowanego na 21–23 kwietnia. Ekström ma z tym najkrótszym w tegorocznym kalendarzu imprez torem rachunki do wyrównania. W ubiegłym roku, szwedzki kierowca po kolizji w półfinale na tym właśnie torze, musiał przedwcześnie pogrzebać swoje nadzieje na zwycięstwo.